Dieta, jest to słowo które nie kojarzy mi się dobrze.
Pewnie dlatego, że nie nigdy nie byłam posłem a moim skojarzeniem jest wodnisty kleik bez smaku, serwowany
w szpitalu po operacjach. W domowych warunkach też nic dobrego dieta nie wróży, oznacza brak słodyczy, zapiekanek z serem i zakaz jedzenia pączków na drugie śniadanie... Pomimo tego, wydaje mi się, że każda kobieta kiedyś była, jest lub będzie na diecie i to nie zależnie od tego, czy dieta jest jej potrzebna czy nie. Oczywiście najlepsza jest dieta letnia, potrzebna jest zawsze - szczególnie tydzień przed urlopem kiedy okazuje się, że bikini pije tam gdzie nie powinno, bardzo łatwo w niej wytrwać - komu chce się jeść kiedy jest +36'C w cieniu, i do tego jest bardzo zdrowa - tyle świeżych warzyw i owoców dokoła, że kiedy jak nie w lato je jeść... Wydaje się to proste i łatwe ale to dieta letnia w teorii, w praktyce na każdym rogu czyhają budki z lodami, a lody jak na złość najbardziej smakują bakaliowe, w kawiarniach są promocje na zimne szejki a w letni gorący wieczór nic nie gasi pragnienia i nie smakuje lepiej niż zimne piwo a czasem nawet kilka... Znowu zamiast o kolczykach ja o czym innym więc wracam do tematu. Tyle się chwaliłam moją zielono-morską kolekcją a w sumie pokazałam tylko kilka sztuk więc dzisiaj ostatnia para kolczyków z tej serii, pomimo moich obaw ten kolor bardzo się spodobał i wszytko rozeszło się na tak zwanym pniu... oczywiście przed sfotografowaniem. Za to zostało coś bardzo dietetycznego czyli kolejna wariacja na temat lekkostrawnych kolczyków, które od ponad roku są moim hitem.
oj są hitem...:) że aż nie ukrywam odgapiłam ten hit:))albo może lepiej zabrzmi jak powiem się zainspirowałam:)
OdpowiedzUsuńKolczyki są cudne,a nawiazujac do diety przypominają mi porzeczki które uwielbiam ;)
OdpowiedzUsuń